Jan Jastrzębski: Jako kataryniarz występuję od 2018 roku, jednak pomysł na granie na katarynce zrodził się w mojej głowie o wiele wcześniej. Występując w Trupie Teatralnej Warszawiaki z repertuarem retro, zapragnąłem w końcu posiadać własny instrument, z którym mógłbym regularnie występować na ulicach i krzewić wśród rodaków ducha dawnej Warszawy. Granie i śpiewanie jednocześnie zawsze sprawiało mi trochę kłopotu, dlatego katarynka okazała instrumentem wprost stworzonym dla mnie. Nie wymaga żadnej wirtuozerii – wystarczy kręcić korbą, a napisane wcześniej utwory zawsze tworzą zgodny akompaniament.
W 2014 roku zacząłem kompletować elementy na budowę tego instrumentu – wtedy zamówiłem m.in piszczałki u organomistrza Andrzeja Sutowicza oraz sterownik z zaworami z Wielkiej Brytanii. Pomysł kiełkował w mozole i prace nad powstaniem grającej skrzyni trwały etapowo, aż w listopadzie 2018 roku, za sprawą mojego przyjaciela stolarza, katarynka wyjechała z pracowni Libertowicz prosto na scenę w Stacji Muzeum na koncert patriotyczny z okazji stulecia odzyskania niepodległości, gdzie zadebiutowałem jako kataryniarz.
W mojej rodzinie nie było innych kataryniarzy, ale miłość do muzyki wyniosłem z domu. Mój tata jest muzykiem jazzowym i od małego dorastałem wśród tub, suzafonów, puzonów, helikonów i pianina. Kiedy miałem siedem lat i zacząłem interesować się grą na instrumentach, rodzice posłali mnie do chóru chłopięcego, żebym nie przeszkadzał sąsiadom.
Smak Starówki: Jak Pan dobiera repertuar? Pisze Pan własne utwory muzyczne?
Jan Jastzrębski: Nie komponuję własnych piosenek, a aranżacje większości utworów do mojej katarynki pisze Tadeusz Czechak. Mój repertuar to przedwojenne przeboje kina i rewii oraz popularne piosenki uliczne. Stale poszerzam repertuar o ulubione piosenki wykonywane przez Eugeniusza Bodo, Adolfa Dymszę, Chór Dana, Alberta Harrisa, Adama Astona i wielu innych znamienitych pieśniarzy.
Smak Starówki: Skąd takie zamiłowanie do Warszawy?
Jan Jastrzębski: Jestem Warszawiakiem z dziada pradziada. Moja rodzina sprowadziła się do miasta pod koniec XIX wieku. Przodkowie byli częścią tkanki miasta – wśród nich był motorniczy pierwszych tramwajów, strażak, kuchmistrz, handlarz, księgowy, przedsiębiorca. Stanęli w obronie Warszawy w wojnie Polsko-Bolszewickiej, a później działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego. Mając przodków, którzy na tyle sposobów uczestniczyli w życiu i rozwoju tego miasta, zawsze chciałem dać Warszawie coś od siebie.
Smak Starówki: Ma Pan niezwykłą możliwość obserwowania samych różnych ludzi, przychodzących na Rynek Starego Miasta w Warszawie. Do jakich ciekawych wniosków Pan doszedł?
Jan Jastrzębski: Na rynku spotykam bardzo różnych Ludzi. Wśród moich słuchaczy są zakochane pary trzymające się za ręce, tańczące bobasy, staruszkowie wygrzewający się na ławeczkach, zagraniczni turyści. Najcenniejszy jest dla mnie uśmiech przechodniów, których wprowadziłem w dobry nastrój. Mam stałych słuchaczy w wieku od dwu do stu lat, którzy specjalnie przychodzą posłuchać swojego ulubionego kataryniarza.
Smak Starówki: Proszę opowiedzieć o takim ciekawym instrumencie muzycznym, jak katarynka (skąd pochodzi nazwa, trochę historii).
Jan Jastrzębski: Katarynkę wynaleziono w XVIII wieku we Włoszech, skąd szybko rozprzestrzeniła się po całej Europie. Pod koniec XIX wieku w Warszawie było już więcej kataryniarzy niż ulic. Panuje przekonanie, że nazwa katarynki wzięła się od imienia figurki zdobiącej te instrumenty, jednak istnieje bardziej prawdopodobna i mniej znana etymologia. Dowiedziałem się od kataryniarza Tomka z Bielska-Białej, że za nazwą naszych instrumentów stoi popularna wśród dawnych kataryniarzy francuska melodia „Charmante Catherine”. Co ciekawe, stąd też na wschodzie nazywa się katarynkę „szarmanką”.
Katarynka działa tak, jak organy kościelne, lecz do gry na niej nie potrzebny jest organista. Melodie zapisane są na wałkach (jak w pozytywce), papierowych rolkach lub cyfrowo. Każdy z tych zapisów steruje zaworami puszczającymi powietrze do piszczałek. Kataryniarz pełni rolę kalikanta i pompuje miechami powietrze, kręcąc korbą.